Jestem teraz w wieku, w którym wiele osób chodzi na kurs
prawa jazdy.
Wykłady mijają
szybko, a wtedy przychodzi upragniony czas jazd.
W tym czasie razem z
naszym mniej lub bardziej sympatycznym instruktorem spędzamy
30 godzin za kółkiem.
W tym czasie kształtuje się nasze podejście do jazdy.
Ogromny wpływ ma na
to już wspomniany instruktor.
żródło: http://www.4freephotos.com/
|
Z mojego doświadczenia wynika, że do nauki jazdy trzeba podejść poważnie,
ale nie można
zapomnieć o zachowaniu ogromnego dystansu do siebie.
Absolutnie nie wolno
zwracać uwagi na drobne niepowodzenia.
Nawet jeśli po
dwudziestu godzinach jazdy silnik zgaśnie Ci podczas ruszania nie załamuj się.
Pomyśl sobie „Oo ty
cholerko, ty” i szybko bierz się za ponowne odpalanie.
Mój kurs był bardzo
przyjemny. Jeździłam prawie codziennie, zwykle szło mi całkiem nieźle.
Nie oznacza to, że
byłam mistrzem kierownicy.
Podczas ostatniej
godziny jazdy przejechałam przez ciągłą linię,
wjechałam na
skrzyżowanie na pomarańczowym świetle i wymusiłam na rondzie.
Mój instruktor złapał
się za głowę, a siedząca z tyłu koleżanka patrzyła z politowaniem.
Ale kto z nas nie
popełnia błędów? Przecież można czegoś nie zauważyć.
Sami dla siebie
powinniśmy być bardzo wyrozumiali.
Na egzamin szłam
lekko zmieszana.
Wiedziałam, że rodzina i przyjaciele teraz właśnie łamią
sobie kciuki, trzymając je najmocniej jak tylko mogą. Świadomość tego wsparcia
była dla mnie bardzo ważna.
Po pewności siebie
która narodziła się na zaliczonym za pierwszym razem teście nie pozostało ani
śladu. Mój instruktor podał mi rękę i mówi idź i zdaj to. No i poszłam.
Wysiadając z
samochodu prawie się przewróciłam.
Byłam kłębkiem nerwów.
I wtedy właśnie wtedy pomyślałam sobie, że przecież mogę do
egzaminu podchodzić ile tylko razy chcę,
jestem w stanie to
zdać bo przecież wyjeździłam te 30 godzin,
jak nie zdam to pójdę i po prostu zapisze się na kolejny.
Kiedy sama zdałam sobie z tego sprawę, nikt mi tego nie
powiedział, sama do tego doszłam, huragan w mojej głowie uspokoił się.
Zaraz po tym z pokoju
obok wyszedł mój egzaminator.
Porozmawiałam z nim chwilkę, po czym dostałam pierwsze
zadanie, siadłam w samochodzie, zamknęłam na chwilę oczy i... stałam się
najspokojniejszą osobą na ziemi.
Miałam suche ręce, nie drżał mi głos, noga pewnie leżała na
sprzęgle.
Plac zaliczyłam w 3 minuty, a kiedy wyjeżdżałam na miasto
sama uśmiechałam się do siebie.
Byłam absolutnie skupiona na jeździe. Wiatr lekko rozwiewał
mi włosy, a ja spokojna, rozluźniona jechałam.
Już wtedy wiedziałam, że zdałam, ale nie egzamin
sprawdzający umiejętność jazdy, ale egzamin, na którym musiałam opanować swój
umysł.
Cała jazda
egzaminacyjna trwała 30 minut, było to najszybsze 30 minut mojego życia, czułam
się świetnie, a kiedy wjechałam z powrotem na plac,
mój egzaminator
uśmiechnął się, powiedział mi, że zdałam w mojej głowie znów rozpętał się
huragan.
Rozpłakałam się jak
skończona mazgaja, wybiegłam z samochodu, a ulicą nie szłam - frunęłam nad nią.
;)
Sama nigdy nie spodziewałabym się po sobie, że uda mi się
tak opanować, w tak bardzo stresującej sytuacji.
Nie wiem czy to tylko
ja tak potrafię, ale polecam każdemu spróbować.
Tak zwyczajnie na tą chwilę wyłączyć nerwy, bo TYLKO one
mogą przeszkodzić.
Powodzenia! Zarówno na egzaminie na prawo jazdy, jak również innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz